18 czerwca 2016

Niepochlebne recenzje - jak reagować i co z tym fantem zrobić.

Zapraszam was na post, który być może poruszy wnętrzności osób blogujących, jednak od jakiegoś czasu chodził mi taki post na myśli. Zapraszam do czytania.

Jako recenzentka ostatnio spotykam się z licznymi "wojnami internetowymi", które krążą po facebooku i sieci, najczęściej dotyczą one niepochlebnych recenzji i reakcji na takie posty. Lincz goni lincz krótko mówiąc. Jak autor powinien zareagować i czy recenzujący w ogóle powinien napisać taką a nie inną opinię? Postaram się "krótko" opowiedzieć co o tym myślę. 

Uważam, że nie powinno wywlekać brudów na światło dzienne. Owszem jako recenzentka mam prawo napisać niepochlebną recenzję oraz ją zamieścić w internecie, nikt mi tego nie zabrania. JEDNAK trzeba pamiętać by nasza opinia zawierała solidne argumenty na taką wypowiedź. Skoro już mi się coś nie podoba, warto powiedzieć dokładnie dlaczego, a nie owijać i wiecznie pisać, że nie i koniec. A jak zapytamy dlaczego, to odpowiedź nadal brzmi: BO NIE.

Autor jak najbardziej powinien wstawiać (ale nie musi) wszystkie recenzje na swój profil czy stronę i to nie tylko te pozytywne. Chyba, że nie chce wtedy najlepiej napisać do osoby recenzującej (prywatnie) z zapytaniem (jeśli nie ma konkretnej odpowiedzi w recenzji) dlaczego mu się nie spodobała książka. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi - wilk syty i owca cała. 

Oczywiście nagonka będzie zawsze i zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał podsycić wszystko i dołożyć oliwę do ognia. Moim zdaniem nie warto, po co to wszystko? Dla większej liczby wyświetleń? Dla oglądalności? Fejmu? Hajsu? To droga na manowce i prowadzi ona donikąd.

Nie rozumiem dzisiejszej blogosfery. Wiadomo, każdy z nas kiedyś zaczynał, ale jednak skoro zdajemy sobie sprawę, że nasza psychika nie jest odporna na krytykę czy też nie potrafimy się obronić i podać sensownych kontrargumentów to nie wiem czemu ludzie w ogóle biorą się za pisanie recenzji.

Moim zdaniem bloger ma prawo do napisania niepochlebnej opinii, a autor chce, czy nie powinien przyjąć to z pokorą. Pisarze nie zawsze trafią w gusta wszystkich ludzi, myślę, że to normalne i nie rozumiem takiej dramy, że ktoś robi awanturę, problem o to, że nie spodobała mu się opinia jakiegoś blogera.

Mogę przytoczyć tutaj swoją "mini dramę" odnośnie niepochlebnej opinii o książce "Wikingowie. Wilcze dziedzictwo", nie podobała mi się ta książka, ale jako recenzent mam prawo do napisania takiej opinii, mało istotne było to, że dostałem ją za darmo z wydawnictwa, zawsze chce być szczery. Szkoda, że niektórzy autorzy są tak zadufani w sobie, myślą, że ich książka jest najlepsza i nikt nie ma prawa napisać o niej źle. Pan Lewandowski skomentował moją recenzję podsyłając tylko te recenzje, które były pozytywne, to chyba śmieszne prawda?

Jako bloger nie zamierzam kłamać, będę pisał to co będę chciał, jeżeli komuś się to nie podoba, to nie jest to moim problemem. Hejt goni hejt, żyjemy w takim świecie, a nie innym. Nigdy nie przypadniemy komuś do gustu w 100%. Każdy ma prawo do swojego zdania - wolność słowa, mówi to coś komuś?

A to kilka słów od drugiej strony barykady, czyli autorzy:

"W zasadzie jedyne, co ja mam do powiedzenia, to fakt, że przeinaczane są moje słowa, mianowicie:





są rozumiane dokładnie na odwrót, ale nie nawykłam kopać się z koniem :)" Augusta Docher (Beata Głąb)

"Odkąd świat zaczął się kręcić, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził - tak też robiąc cokolwiek, trzeba nastawić się na to, że pojawią się słowa krytyki. W recenzenckim świecie niepochlebne opinie również nie są czymś dziwnym. Autor musi liczyć się z tym, że jego "dziecko" może zostać skrytykowane od pierwszej do ostatniej strony. Nie można jednak od razu się załamywać. Niezbędna tu będzie wewnętrzna mądrość - trzeba odróżnić bezpodstawną krytykę recenzenta, który ma wściekliznę macicy i potrzebuje się na kimś wyżyć, od rzetelnych uwag recenzenta, który wie, o czym mówi i jest w stanie podeprzeć swoją tezę argumentami. Słowa tego pierwszego polecam olać bez wzruszenia ramionami. Z kolei ten drugi typ krytyki może się autorowi szalenie przydać. Dostaje bowiem sygnał, nad czym jeszcze powinien popracować, co udoskonalić, co dopieścić, a czego więcej nie stosować. Piszemy wszakże właśnie dla ludzi (nie tylko dla siebie), więc powinno nam zależeć na tym, żeby zadowolić naszych wspaniałych czytelników." Beata Worobiec (Sir B. Angel)

"Dla mnie recenzje blogerów są ważne, nawet te niepochlebne (nie mylić z hejtem). Wiele blogerek pisało o moim debiucie i nie zawsze były to dobre opinie, ale z każdej konstruktywnej krytyki starałam się wyciągnąć wnioski. Niestety coraz częściej zdarza się, że blogerki w bardzo bezczelny sposób (obraźliwy, wyśmiewający, hejterski)  po prostu równają książkę z ziemią i to na każdej płaszczyźnie. Nie oceniają jedynie treści, ale i okładkę, drobne błędy, które zdarzają się w każdej powieści, wydawnictwo w jakim książka została wydana. Oceniają też autora (jego wybór pseudonimu, to jakich ma fanów), a to raczej nie powinno mieć miejsca. Zauważyłam także pewną prawidłowość... Od polskiego autora wymaga się więcej. Nie wiem z czego to wynika? Debiuty ocenia się jakby to były bestsellery New York Timesa. Poprzeczka od razu idzie w górę, gdy wiadomo, że autor jest Polakiem. Czyżby jakiś kompleks?  Z drugiej strony w recenzjach czytamy, że wcale nie tak chętnie blogerzy sięgają po naszych rodzimych autorów. To pomieszanie z poplątaniem. Mam wrażenie, że świat blogerów, autorów, wydawnictw i wszystkie te relacje idą w złym kierunku. Nie jestem w tym na tyle długo, by to oceniać, ale odkąd wkroczyłam w ten świat, to jest coraz gorzej. Do czego to doszło żeby autor drżał na myśl o tym, jak blogerzy ocenią jego książkę? Dlaczego blogerzy czytają powieści z gatunku, który wcale ich nie interesuje? Z każdej najmniejszej aferki rozpętują się wielkie śmierdzące gównoburze, a ludzi chętnych do udziału w takich akcjach jest wielu. Autor ma fanów, którzy za nim stoją - źle. Fani wstawiają się za autorem - źle. Dobrze jest tylko w kółeczkach wzajemnej adoracji, gdzie każdy każdemu słodzi, a tak naprawdę obrabiają sobie wzajemnie dupska za plecami. Niepojęte jest dla mnie to co się dzieje w blogosferze od jakiegoś czasu, ale co ja tam wiem? I nie generalizuję, bo znam wiele świetnych blogerek, które zawsze sumiennie i szczerze piszą swoje recenzje. Robią to z pasji, a nie z chęci zaistnienia i rozpętania kolejnej afery. Może właśnie w tym tkwi problem? Autorzy też czasami na siłę rozgrzebują daną sytuację, bo jak wiadomo "nie ważne jak, ważne by mówili". To ciężki temat i można by dyskutować o tym w nieskończoność, ale chyba szkoda na to czasu. Zajmijmy się tym co nas łączy. KSIĄŻKI. Niech blogerzy je czytają, a autorzy piszą. Jedni bez drugich przecież nie mieliby racji bytu. Szanujmy się :)" K.N.Haner

Dziękuję autorkom, że znalazły czas by powiedzieć coś od siebie na ten temat. Myślę, że każdy z nas wyraził się dosyć jasno i rozwieje to wiele wątpliwości.
Cały ten post pisałam również z Przemkiem, który również dodał parę słów od siebie :)
A jakie jest wasze zdanie na ten temat, tylko proszę o konkretne odpowiedzi :)
Peace & Love <3 

4 komentarze:

  1. Moim zdaniem, macie racje. To, co my piszemy, zawsze warto zaargumentować. Jednak blogosfera to miejsce, w którym wyrażamy swoją własną opinię, nie mydlimy oczu. Ja nigdy nie mam z tym problemu. Podoba mi się, to o tym piszę, jeśli nie, to nie i to jest widoczne moimi argumentami. Polscy autorzy? Szkoda, że tak wiele osób po prostu omija polską literaturę, nie wiedząc czemu. Tracą naprawdę bardzo dużo. Czasami bestsellery N.Y.T. są tak beznadziejne, że szkoda słów. Nie każdemu musi podobać się to samo, a Ci, którzy strzelają focha (chodzi mi o autorów), że recenzja książki jest niezbyt pochlebna, jest wręcz śmieszne. Autor musi liczyć się z tym, że jednym się spodoba, a drugim nie. No, ale nie zawsze każdy ma takie myślenie. A Polscy autorzy... są równie dobrzy, jak Ci zagraniczni. ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. 1/2 (za bardzo się rozpisałam :P)
    "Uważam, że nie powinno wywlekać brudów na światło dzienne." Nie wywlekać brudów? ;) Czyli pozwolić, by autor wystawiał twojego bloga na lincz tylko dlatego, że recenzja była niepochlebna? Nie uwierzę, że nie byłabyś oburzona i nie próbowała z tym walczyć. Ten tekst został zresztą napisany w odpowiedzi na aferę z panią Docher, więc nie owijajmy w bawełnę, a przejdźmy do konkretów.
    Rzadko kiedy w ogóle wypowiadam się na jakiś temat, ale ten jest mi poniekąd bliski, bo widzę, co się dzieje w tak zwanym środowisku literatury kobiecej...
    Recenzja Wymarzonej zawierała konkretne argumenty. Kto ich nie dostrzega, ten jest ślepcem. Autorka zaś - po prostu bezmyślnie, bo nie jestem pewna, czy złośliwie - w jakiś sposób tę recenzję wyśmiała i wystawiła na pożarcie swoim fanom, a ci jak wiadomo nie pozwolą słowem książki obrazić i w ten czy inny sposób zaczną autorkę recenzji obrażać... Tu leży problem, a pani Docher jak widać wciąż tego nie rozumie. Autor, pisarz, czy jakkolwiek zwał, jest osobą publiczną. Nawet na swoim prywatnym profilu, zwłaszcza jeżeli udziela się w poświęconej SOBIE grupie. Musi zdawać sobie sprawę z tego, jak dużą siłę ma jego słowo, kiedy jest skierowane do fanów. Być może pani Beata nie obraziła recenzentki, ale sprowokowała do tego swoich fanów i sama ciągnęła temat pod postem. Tyle o sprawie. Powróćmy do tego postu.
    A teraz podyskutujmy trochę z panią Haner. Nie o książce, bo to nie miejsce ani czas, ale żeby nie było - owszem, czytałam. Po pierwsze:
    " Niestety coraz częściej zdarza się, że blogerki w bardzo bezczelny sposób (obraźliwy, wyśmiewający, hejterski) po prostu równają książkę z ziemią i to na każdej płaszczyźnie. Nie oceniają jedynie treści, ale i okładkę, drobne błędy, które zdarzają się w każdej powieści, wydawnictwo w jakim książka została wydana. Oceniają też autora (jego wybór pseudonimu, to jakich ma fanów), a to raczej nie powinno mieć miejsca."
    To prawda, że bywają osoby, które zabierają się za ocenianie czegoś, czego zwykle nie czytają ze zwykłej złośliwości, albo po to, żeby dopiec autorowi/nielubianemu wydawcy. Ale już ocenianie okładki jest całkiem normalne. Wiadomo, że ma to mniejsze znaczenie niż sama treść, ale okładka to już część książki. Ocenianie wydawcy również stało się powszechnym zjawiskiem, bo - nie oszukujmy się - istnieją tacy, którzy oszukują i autora i czytelnika. Nie rozumiem za to, co oznacza stwierdzenie: "drobne błędy". Czym są drobne błędy? Czy brak przecinków to drobne błędy? Ortografia? Gramatyka? Błędny zapis dialogów? Błędy logiczne? To nie są drobne błędy. Bywa, że w książce zdarzy się literówka i TO jest drobny błąd. Resztę powinna wyłapać redakcja i dobrze, że recenzenci zwracają na nie uwagę. Pseudonim to akurat sprawa autora i o ile ten nie nazwie się Dupą Maryną albo Panem Kleksem wszystko jest ok.
    Po drugie:
    "Od polskiego autora wymaga się więcej. Nie wiem z czego to wynika? Debiuty ocenia się jakby to były bestsellery New York Timesa. Poprzeczka od razu idzie w górę, gdy wiadomo, że autor jest Polakiem."
    No przepraszam... Czym Polak różni się od obcokrajowca? Pisze gorzej? Dlaczego mamy tak z góry zakładać? To oczywiste, że książki porównuje się do już przeczytanych, lepszych, nawet do bestsellerów. I to jest normalne. Żaden autor tego nie uniknie. Poprzeczka idzie w górę tylko dlatego, że autor wie, co ma na myśli i sam pisze po polsku, a nie - jak w przypadku zagranicznych utworów - korzysta z usług tłumacza, który niejednokrotnie nie wie, co wielki twórca miał na myśli i błędnie tłumaczy jakieś zagadnienie. Tyle. Nie siejmy paniki.
    "Z drugiej strony w recenzjach czytamy, że wcale nie tak chętnie blogerzy sięgają po naszych rodzimych autorów."
    A dlaczego? Dlatego. Było wiele afer z polskimi pisarzami. Zagraniczni są bezpieczni. Śp. Pratchett raczej nie zawracałby sobie głowy gnębieniem polskiego recenzenta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Do czego to doszło żeby autor drżał na myśl o tym, jak blogerzy ocenią jego książkę? Dlaczego blogerzy czytają powieści z gatunku, który wcale ich nie interesuje?"
      Co do pierwszego - ehm... no... to jest normalne. Każdy drżał, drży i będzie drżał... A co do drugiego - tu się zgodzę. Choć nie całkiem. Nawet jeśli ich nie interesuje, mają prawo, by zrecenzować, choćby dla czytelników. Co innego, jeśli nigdy nie czytali tego gatunku, nie znają jego praw i zasad nim rządzących, a zabierają się za ocenę.
      "Szanujmy się :)"
      Oj tak... To by się przydało.
      Podsumowując: blogosfera jest chora. Niestety. Blogosfera jest chora na przesyt. Przesyt pozytywnymi recenzjami. Bo jak to działa? Bloger otrzymuje od wydawnictwa książkę, a jeśli odważy się ją ostro skrytykować - sprawa z pewnym wydawnictwem, które straszyło dziewczynę sądem - może zapomnieć o współpracy. Blogerzy się boją, więc pieją z zachwytu nad książkami i jeśli wytykają jakieś błędy to delikatnie (a robią to rzadko, z tego co widzę) i na końcu i tak książkę polecają. Brakuje tu szczerości a w wielu przypadkach i wiedzy, bo oceniając samą historię, a ignorując warsztat robimy źleee całemu światu (na odwrót tak samo). Stąd też biorą się takie sytuacje - autorzy nie są przyzwyczajeni, by stawiać ich do pionu i robią głupstwa. Bo to jest głupstwo i nieuwaga. Nieprzemyślane zachowanie, którego konsekwencje będą się niestety za p. Głąb ciągnąć bardzo długo.
      "Myślę, że każdy z nas wyraził się dosyć jasno i rozwieje to wiele wątpliwości."
      Otóż nie. Bo wasze założenia nie są błędne - nie wszystkie - ale wyraźnie widać, że post powstał po to, by bronić autorki, podczas gdy sprawa jest niestety przegrana. Sprawa nie dotyczyła hejtu, a normalnej recenzji.

      Usuń
  3. Zgadzam się z Tobą.Uważam, że każda recenzja powinna być subiektywną opinią blogera/czytelnika, ale poparta argumentami. Sama ostatnio spotkałam się z książką, która nie dość ze do mnie nie przemówiła to była napisana w taki sposób, że trudno było ją zrozumieć.Napisałam recenzję przedpremierową i gdy wysłałam ją do wydawnictwa, do otrzymałam wiadomość z prośbą, by jej nie publikować, pomimo że dziękuję i doceniają moje własne zdanie, nawet jeśli jest negatywne. Do tej pory widziałam same pozytywne opinie. Czy tylko ja jej nie mogłam zrozumieć? A może inne negatywne noty także nie mogły zostać opublikowane? Niestety taki jest świat recenzencki. Jeśli chce się otrzymywać bezpłatne szczotki do recenzji, to trzeba się liczyć z niektórymi, często niesprawiedliwymi, zasadami wydawnictw. Staram się dobierać jednak książki tak, by mieć pewność, że przypadną mi do gustu. Jeśli jednak zdarzy się, że moja recenzja mimo wszystko nie jest zbyt dobra, to staram się napisać ją w tak specyficzny sposób, by jak to nazwałaś" wilk był syty i owca cała". Co nie znaczy, że piszę to co chce usłyszeć wydawnictwo czy autor, po prostu ubieram artykuł w ciekawsze słowa :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już przeczytałeś recenzję to napisz teraz coś od siebie, podziel się z nami swoją opinią na temat tej książki :)

Polub nas!